Dzieńpierwszy.
Piątkowy ranek powitałam o 5.33, za oknem wiosenny brzask, zieloność w rozkwicie. Kot zdegustowany otworzył oczy - a ty czemu zakłócasz ciszę poranka??, aha wyjeżdżasz.
Tak podróż.
Banalne czynności: spakowanie walizki, posiłków, prysznic, śniadanie - cmok na pożegnanie domowników, pogłaskanie kota.
7.55 - wyjeżdżam po Asię,
8.10 - czekam na Asię,
8.20 - wyjazd.
W samochodzie poranny rozgardiasz: czy posiłków wystarczy (Asia ugotowała ryż, ja byłam odpowiedzialna za kotleciki z indyka i warzywa), czy wszystko zabrałyśmy, planujemy pobyt w mieście, które pierwszy raz odwiedzam.
Asia startuje, ja kibicuję - emocje jednak są po mojej stronie. Wszakże po raz pierwszy będę obserwować pretendentów na podium i to do Mistrzostw Polski.
Droga do Białegostoku to rozmowy na tematy wszelakie, z cyklu o życiu i śmierci, trywialnych typu czy paznokcie mam w dobrym kolorze.
Oczywiście robimy częste postoje, na posiłki i toaletę (pijemy 6 litrów H2O), oczywiście dwukrotnie mylimy trasę (głupia nawigacja), oczywiście dzwonimy do Sylwetkowych przyjaciół (niektórzy nie odbierają) - ot podróż, taka w którą zabieramy część swoich radości, smutków i oczekiwań.
13.17 - docieramy do celu, dość przyzwoite lokum - jest patelnia, lodówka uff będą omlety, jednym słowem małe radości.
Czekamy na pozostałe kandydatki do złotego medalu - Gosię Krawczyk-Płazę i Anię Angelloni-Wójcik.
14.56 - weryfikacja w hotelu, ważenie, mierzenie, spokojna atmosfera.
Sprawnie, bez nadmiernego stresu - jestem zdziwiona stoicyzmem zawodników.
Dziewczyny wyglądają wspaniale, z humorem wymieniają, co zjedzą po zawodach.
Wracamy do hotelu, po drodze zakupy: jajka, tuńczyk, woda, podstawowe produkty.
Mieszkamy razem z rodziną Krawczyków, radosne córeczki Gosi wypełniają pokoje, a mąż okazuje się specem od obsługi komputera i ubijania białek na omlety.
Państwo Wójcik też nas odwiedzają, rozmowy wokół stołu o jutrzejszym dniu. Gotujemy i odliczamy porcje na sobotę.
20.08 - Agnieszka Wójcik zwana Wiewiórą puka do drzwi, poczęstowana kawą zabawia u nas dobrą godzinkę.
Przymiarka strojów na zawody, komplementy, co do formy, kawa, woda, kolacja. Rozchodzimy się na spoczynek.
Wyciszenie myśli, ale też i napięcie to zapowiedź kolejnego dnia.
Dzień drugi
Sobotni poranek dość spokojny, fryzjer, poprawki makijażu, Asia, Gosia, Ania w moich oczach wyglądająjak „milion dolarów „( mantra trenera LESZKA ) - piękne, kobiece, z klasą.
W drodze na zawody czuć napięcie, ale sesja selfie w samochodzie rozładowuje ten stan.
W hali żegnam się z dziewczynami, miejsce zimne z niewygodnymi siedzeniami, ale to nic, przecież za chwilę zobaczę moje koleżanki w światłach reflektorów.
Pierwsze wyjście, Asia błyszczącym i pewnym krokiem opanowała scenę, nie widzę innych zawodniczek. W tym momencie zapominam o niewygodnym krześle, tracę obiektywizm.
Myślę moja „16”- Asia na podium.
W kolejnych porównaniach już wiem - będzie trofeum i jest srebro, brawo ASIA.
To nie koniec, adrenalina i kortyzol tańczą w moim umyśle, bo Ania i Gosia w wyższej kategorii wzrostowej prezentują się na scenie. Dla mnie absolutnie cudne, wiem ile pracy włożyły w swoje przygotowanie. Niestety bez laurów, ale dla nas kibicujących na trybunie najlepsze.
Uff, koniec. Teraz pamiątkowe zdjęcia i królewski posiłek (tradycyjny sękacz).
Pizza i lody na białostockiej starówce smakują wybornie, mój posiłek jednak pozbawiony smakołyków (ślubowałam niejakiemu Krzysztofowi trzymanie diety do Muscle IQ w czerwcu).
Podsumowując ten dzień rzekłabym - czapki z głów ASIA, ANIA, GOSIA - the best.
Dzień trzeci.
Znów nie jesteśmy wolni od emocji, dziś startuje Agnieszka „Wiewióra „Wójcik.
Agnieszka na scenie rządzi, jest pewna siebie i świadoma swoich zalet.
Niestety sędziowie nie docenili atutów Agnieszki, cóż i tak dla nas jest super. Przed nią jeszcze dużo wyzwań.
Wracamy do domów i rodzin pełni pozytywnych odczuć, bo poziom tegorocznych zawodów był wysoki.
Sylwetkowe dziewczyny to gwiazdy, inteligentne i wrażliwe.
Pozdrawiam całąSylwetkę, buziaki.
Aneta vel Maja